Alexanderplatz w czasach NRD

Alexanderplatz w czasach NRD

Zakazany widok

Pomimo tego, że szlaki mojego OffBerlin. Przewodnik alternatywny nie przebiegają przez Alexanderplatz, warto o nim napisać, ze względu na historyczne a także obecne znaczenie oraz szereg interesujących ciekawostek. Jakby nie patrzeć, było to samo centrum Berlina Wschodniego, miejsce stanowiące ikonę stolicy NRD, czy też jak kto woli DDR. Tutaj bowiem funkcjonowały najważniejsze obiekty handlowe w dawnym Berlinie Wschodnim. Przy placu działał słynny dom towarowy (dziś ekskluzywna Galeria Kaufhof), w którym zakupy robili nie tylko obywatele całej „socjalistycznej” Europy, ale też amerykańscy żołnierze, którzy w tamtych latach wyróżniali się błyskiem swoich wyjściowych lakierków oraz eleganckim umundurowaniem, jakże odmiennym od strojów armii NRD czy też innych „bratnich” wojsk układu, zwanego Warszawskim.

Było stąd bardzo blisko do różnych ważnych miejsc w Berlinie Wschodnim. W bezpośrednim sąsiedztwie bowiem znajdowała się (istniejąca do dziś) Wieża Telewizyjna, gdzie w latach 70- tych i 80-tych XX wieku (wieża została otwarta w 1969 roku) stały codziennie długie kolejki turystów (w znaczącej części z krajów socjalistycznych, w tym z Polski), czekających na błyskawiczną podróż bardzo szybką windą, wywożącą odwiedzających na wysokość ok. 300 m. Całkowita wysokość Fernsehturm to 368 m, co czyni obiekt najwyższym budynkiem w Niemczech i czwartym co do wielkości wolno stojącym obiektem w Europie. Na górze był punkt widokowy, pozwalający w sprzyjających warunkach pogodowych widzieć cały Berlin, w tym także Berlin Zachodni.

Był to niezwykle atrakcyjny smaczek. Także kawiarnia, znajdująca się „piętro” niżej od punktu widokowego (wtedy, za czasów NRD jedna z najdroższych kawiarni w Berlinie Wschodnim), która obracała się w ciągu 1 godziny o 3600, pozwalając na oglądanie całego Berlina, również Berlina Zachodniego. To był silny magnes dla turystów. Do dziś jest, choć nie ma już tego dreszczyku emocji, że oto widzimy świat zakazany, delektując się deserem lodowym z dodatkiem ajerkoniaku produkcji NRD.

Ale nie tylko wieża telewizyjna, czy też słynny dom towarowy stanowiły wyłączne atrakcje, związane z popularnym Alexem. Tuż obok wieży zaczynały się, idąc w kierunku Czerwonego Ratusza (Rotes Rathaus) pasaże handlowe z eleganckimi sklepami (Exquisit z odzieżą i Delikatläden, produktami codziennego użytku, w tym głównie spożywczymi, pochodzącymi z wymiany towarowej pomiędzy RFN i NRD, która rozwijała się bardzo dobrze o owym czasie, restauracjami, kawiarniami, a także dyskotekami.

Z miejscem tym wiąże się pewna historia, którą uważam za wartą opowiedzenia. Otóż, pomiędzy Alexanderplatz a Czerwonym Ratuszem były tak zwane Rathauspassagen, spełniające w tamtym zasie rolę centrum handlowego. W połowie drogi znajdowała się słynna Café Rendezvous, mieszcząca się na pierwszym piętrze. Niezwykle popularna kawiarnia, gdzie można było wymienić waluty wschodnie (głównie marki NRD) na zachodnie. Musimy wiedzieć, że kurs oficjalny wymiany marki zachodniej na marki wschodnie wynosił 1:1, w kursie czarnorynkowym było to 6-7 a później nawet 8 marek wschodnich za jedną markę zachodnią.

Początkowo usługi wymiany walut świadczyli obywatele zaprzyjaźnionych z państwem wschodnioniemieckich krajów arabskich, w tym Libijczycy, którzy przebywali w NRD z jakichś powodów, nie do końca mi znanych, bowiem nie wyglądali (miałem okazję mieć z nimi bezpośrednią styczność) na pracowników przedsiębiorstw. Szczerze mówiąc, w ogóle nie wyglądali na pracowników. Trudno powiedzieć kim byli, ale faktem bezspornym jest, że zajmowali się wymianą walut. Podobny proceder odbywał się także np. w Lipsku, w drink barze, niedaleko dworca kolejowego. Handel z nimi był uczciwy. Kurs, wymiana, liczenie kasy i już.

Później nadszedł jednak czas, kiedy handlem walutą zachodnią w tym miejscu zajęli się Polacy. Byli to niestety ludzie o przestępczych konotacjach, tacy, którzy wcześniej prowadzili nieuczciwą działalność na słynnej „patelni” przy dworcu Keleti w Budapeszcie, zmuszeni do ucieczki z Węgier, ponieważ byli tam ścigani przez policję. Ludzie ci, których miałem okazję poznać (choć nie zdarzyło mi się być przez nich oszukanym), zaczepiali turystów z Polski, którzy po udanym handlu w NRD, chcieli wymienić marki wschodnie na twarde waluty (marki zachodnie, dolary).

Proponowali pośrednictwo w wymianie, w taki sposób, że mogą to zrobić jedynie oni sami w zlokalizowanej na I piętrze Café Rendezvous, ale w taki sposób, że oni biorą pieniądze do wymiany z kimś, kto był w środku kawiarni i przynoszą tzw. „twardą walutę”. Miejsce to wyglądało na zamknięte, bez możliwości wyjścia innymi drzwiami, niż wejściowe, więc wydawało się, że nic złego stać się nie może, tym bardziej, że „przedstawiciel” polskiej grupy stał w drzwiach owej Café Rendezvous, czekając na pośrednika, który miał przynieść twardą walutę.

„Myk” polegał na tym, że na zapleczu baru tej kawiarni, można było zejść na dół, do punktu z kiełbaskami, o czym nikt do tego momentu nie wiedział. W związku z czym, polscy „cinkciarze”, przewalacze brali kasę i uciekali dołem. Potem przez kilka dni nie zjawiali się w tym miejscu i na tym polegało ich oszustwo. Skuteczne, ponieważ, polska grupa/wycieczka, zwykle miała ustalony termin wyjazdu, więc cóż było robić, należało pogodzić się ze stratą. Typowy sztos, tylko nie ze „ślepymi” drzwiami, a z ucieczką z góry na dół przez Imbiss z Currywurst.

Tak to właśnie było. Później, już w 1988 roku, handlem walutą w tym miejscu zajęli się Wietnamczycy, którzy byli niezwykle aktywni we wszelkiej nielegalnej działalności w NRD. Pochodzili z wymiany pracowników na teren Niemiec Wschodnich, ale mieli niezwykłą żyłkę biznesową, więc działali skutecznie, w różnych dziedzinach gospodarki czarnorynkowej tego kraju.

Sprowadzali między innymi materiał „jeans” z Berlina Zachodniego, na bazie którego szyli w ramach nielegalnie istniejących manufaktur w całej NRD spodnie typu „marmurki”, sprzedając je potem „z ręki” w różnych miejscach. W Berlinie Wschodnim handel kwitł między innymi na terenie Treptower Park oraz pod domem towarowym przy Ostbahnhof. Wietnamczycy byli wtedy bardzo dobrze zorganizowani, tworzyli spójną i niezwykle przedsiębiorczą grupę narodową w Niemczech. Na początku lat 90-tych XX wieku kontrolowali znaczącą część nielegalnego obrotu detalicznego papierosami na terenie Berlina.

Gniazdo STASI

Na przykład w kierunku Unter den Linden, aż do Bramy Brandenburskiej i Muru Berlińskiego, dziś historycznej legendy i symbolu minionych czasów, wtedy czegoś, co skutecznie oddzielało przez ponad 28 lat dwa całkowicie różne światy, choć z drugiej strony niezwykle sobie jednak bliskie. Idąc w tym kierunku od Alexanderplatz, wzdłuż handlowej ulicy Karl-Liebknecht-Straße, dokładnie w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Radisson Blue Hotel oraz AquaDom (największe na świecie cylindryczne akwarium z wodą morską), napotykaliśmy na Palasthotel.

Był to luksusowy hotel, wybudowany w 1979 roku, należący do sieci Interhotel, dysponujący tysiącem miejsc noclegowych w sześciuset pokojach i apartamentach. Ponadto hotel posiadał wielką salę konferencyjną na 2000 osób, kilka restauracji (w tym japońską, co było w tamtych czasach ewenementem w krajach realnego socjalizmu), grill bar oraz bar samoobsługowy, z możliwością wejścia od ulicy, także dla gości z zewnątrz. Sam hotel jako obiekt noclegowy nie był dostępny dla „zwykłych” obywateli NRD.

Ale … . No właśnie. Tu zaczyna być ciekawie. Otóż opisywany Palasthotel, zwano także nieformalnie: „Valuta-hotel” oraz „Stasi-nest”. Druga z tych „ksywek” wynikała z tego, że około 30 pokoi i apartamentów (na piątym piętrze) w tym hotelu, było wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt nagrywający dźwięki oraz obraz, służąc do inwigilacji „specjalnych” gości przez NRD-owską tajną policję STASI, na marginesie, jedną z najbardziej skutecznych tego typu służb na całym świecie. W ten sposób Palasthotel był jednym z najważniejszych, a kto wie

czy nie najważniejszym miejscem do obserwowania szczególnie ważnych gości z zachodu. Z kolei na ósmym piętrze, w apartamencie 80.26/80.27, swoje biuro miał niejaki Herbert Rübler, z pochodzenia Austriak. Człowiek ten prowadził gigantyczne operacje finansowe oraz handlowe w imieniu państwa NRD krajami zachodnimi. Oczywiście, był powiązany ze STASI. Stąd właśnie druga nieformalna nazwa Palasthotel, nawiązująca do waluty.

Herbert Rübler został pod koniec lat 80-tych prawdopodobnie zamordowany. Musiał posiadać tak dużą wiedzę, dotyczącą operacji handlowych i finansowych STASI, że w pewnym momencie stał się niewygodnym świadkiem. Niektóre źródła podają, że znaleziono go martwego w tym właśnie hotelu w 1989 roku, inne zaś, że zginął od uderzenia głową o krawędź wanny w łazience innego wschodnioberlińskiego hotelu Metropol (mieścił się przy Friedrichstrasse) w 1988 roku.

Jason Bourne

Oczywiście podobnie jak dziś, ważnym punktem jeżeli nie najważniejszym był Urania–Weltzeituhrm, czyli Zegar Czasu Światowego pokazujący aktualny czas w 24 strefach czasowych. Ma on formę dwudziestoczterościanu osadzonego na metalowej podstawie o wysokości 2,7 metra. Konstrukcja jest zwieńczona ażurowym modelem Układu Słonecznego. Zegar został oddany do użytku na początku października 1969 roku, za niecały rok stuknie mu więc pięćdziesiątka. Może warto zrobić jakiś event z tej okazji?

Czego nie było przy Alexanderplatz przed obaleniem Muru Berlińskiego? Otóż po pierwsze nie było torów tramwajowych oraz przystanku tramwajowego, które pojawiły się dopiero w „nowych” czasach, a w 2004 roku „zagrały” w drugiej części serii filmów sensacyjnych o losach Jasona Bourna pn. „Krucjata Bourna”, z Mattem Damonem w tytułowej roli. Właśnie przy Alexanderplatz odbywa się scena, w której Jason Bourne spotyka agentkę Nicky Parsons obserwowaną przez CIA, po czym razem znikają wchodząc po wyjściu z tramwaju w tłum demonstrantów.

Nie było także posterunku policji, który jest tu od niedawna. Alexanderplatz to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc w Berlinie. Mnóstwo tu kieszonkowców oraz różnej maści naciągaczy. Ale trudno się dziwić, skoro codziennie przemieszcza się tędy około 300 000 osób, spośród których spora część, w tym turyści stanowią dość łatwy łup.

Nie było również sklepu sieci Primark, dyskontu, głównie odzieżowego, robiącego niesamowitą furorę także wśród Polaków. Wielu mieszkańców Szczecina przyjeżdża do Berlina tylko po to, aby zrobić zakupy w Primarku. Tym bardziej, że przystanek dla busów na trasie Szczecin – Berlin jest tuż obok.

Nie było również sklepu polskiej sieci obuwniczej CCC, zlokalizowanej od kilku lat dokładnie obok Primarku. To swoiste znamię czasów globalnego rynku oraz berlińskie świadectwo (bądź co bądź „lewicowego” miasta) tego, że w kapitalizmie możliwe jest wszystko.

Jak już wspomniałem, Alexanderplatz to ciekawe miejsce w Berlinie, wokół którego działo się wiele w przeszłości, ale i dzieje się dużo współcześnie. Osobiście bywam tam niezbyt często, choć w tym roku specjalnie pojechaliśmy tam z moją partnerką, ponieważ chciałem jej pokazać Besenkammer Bar – mały, gejowski, oldschoolowy bar, na kilkanaście miejsc przy Rathausstraße 1, otwarty całą dobę. Mieści się dokładnie pod koniec przejścia pod torami dworca Alexanderplatz. Tuż obok bardzo często występują uliczni muzycy.

Bar o powierzchni niespełna 30 m2, atmosfera w nim była „gęsta”, ponieważ w środku można palić. Nie wiem czy można, ale nikt tego nie zabrania. Siedzący bywalcy dość dziwnie przyglądali się kobiecie, która „walnęła” dwie lufy, po czym nietutejsza para (czyli my) wyszła z baru. Besenkammer istnieje pewnie kilkadziesiąt lat, od czasów NRD. Pamiętam, że miejsce to wyglądało podobnie lub wręcz tak samo w latach 80-tych XX wieku. Niedaleko stąd znajdowało się Cafe Rendezvous, gdzie wymieniało się marki NRD na zachodnią walutę. Tak właśnie zatacza koło ta trzyczęściowa opowieść o słynnym Alexie i jego niektórych, ciekawych okolicach.

Alexanderplatz w czasach NRD – Refleksja

Kiedyś za czasów NRD, Alexanderplatz jako realne centrum Berlina Wschodniego, wyludniał się tuż po zamknięciu domu towarowego i innych sklepów w okolicy. Z kolei Ku’damm, jako niekwestionowane centrum Berlina Zachodniego, po zamknięciu sklepów rozpoczynał bogate życie nocne. Restauracje pełne eleganckich ludzi, wyluzowanych i uśmiechniętych, luksusowe samochody, zatrzymujące się, aby zaprosić do środka seksownie ubraną dziewczynę wiadomej profesji i pojechać gdzieś na bok w poszukiwaniu zakazanych, w sensie obyczajowym wrażeń.

Dwa całkowicie odmienne światy, jak w piosence „Arachja” zespołu Kult, autorstwa Kazika Staszewskiego:
„Moja ulica murem podzielona
Świeci neonami prawa strona
Lewa strona cała wygaszona
Zza zasłony obserwuję obie strony”.

Dziś, kiedy zamyka się KaDeWe, inne domy towarowe i sklepy przy Kurfürstendamm oraz Tauentzienstraße, robi się tu pusto. Owszem, Ku’damm zawsze świecił, świeci i będzie pewnie świecił neonami, ale życie wieczorne i nocne przeniosło się do innych części miasta, w znaczącym stopniu do miejsc dawnego Berlina Wschodniego, kiedyś „wygaszonych”, dziś rytmicznie pulsujących po zapadnięciu zmroku.

Marek Defée
Autor książki OffBerlin. Przewodnik alternatywny

Zdjęcie tytułowe: miastoberlin.com
Zdjęcia w treści: Marek Defée, Katarzyna Defée


Opublikowano

w

przez

Tagi: