berlin ujarzmiony jak nie zginac w ruchu ulicznym

Berlin ujarzmiony… Jak nie zginąć w ruchu ulicznym?

Świat jest niewyczerpywalnym źródłem inspiracji. Obserwacja ludzi, przestrzenie, w których się znajduję, zagadnienia społeczno – polityczne, kultura…to wszystko stwarza mnie bezustannie. I sprawia, że pewne zagadnienia, czy przeżycia, zostają na wskroś pogłębione. To magia, która uskrzydla. Obok mojego wrodzonego idealizmu – no trudno, już tak mam – jest miejsce na krytyczną przenikliwość. To rodzi obrazy, myśli, zdania, które proszą się o to, aby podzielić się nimi z innymi. Proponuję Wam dzisiaj krótką opowieść o Berlinie. O tyle nietypową, że prowadzoną z perspektywy zapalonego kierowcy, którym jestem.

Zanim po raz pierwszy samodzielnie pojechałam do Berlina, zostałam skutecznie nastraszona wszelkimi trudnościami, jakie tam napotkam. Część z nich nie znalazła potwierdzenia, na szczęście. Poza tym mam umysł ścisły i okazało się, że jazda po mieście sprawia mi przeogromną radość. Czuję się jak matematyk, szukający rozwiązania trudnego zadania. Oczywiście – nie oszukujmy się – nieodzownym gadżetem każdego kierowcy jest nawigacja. Ale warto, przed wyjazdem, przyjrzeć się temu, jak pewne rozwiązania przedstawione są na mapie. Przynajmniej ja, nie mam zamiaru być kolejnym kierowcą z filmiku na youtube, który – prowadzony nawigacją – cel swojej podróży odnajduje w toni jeziora. Zbyt dynamicznie zmienia się infrastruktura, aby zawierzyć aktualizacjom.

Sam wjazd do Berlina przenosi nas w inną rzeczywistość. Najczęściej, jadąc od strony Szczecina, pierwszą dzielnicą na trasie, będzie Pankow. Jeszcze nie tak drapieżne, wymagające, ale dające przedsmak tego, co wydarzy się dalej… Większość kierowców jeździ znacznie przekraczając prędkość, więc mitem okazuje się twierdzenie, o powolnej, pełnej elegancji jeździe. Szybko, lub bardzo szybko, a do tego niezwykle dynamicznie – tak bym w skrócie to określiła. Do tego zadziwiająca ufność w inteligencję pozostałych uczestników drogi – ktoś hamuje przede mną na prawym pasie? Wrzucam kierunkowskaz i „wbijam” się na lewy, tuż przed maską kolejnego auta. A szanse na to, że spokojnie przystaniemy, czekając na zrozumienie… niewielkie. W najlepszym przypadku zostaniemy potężnie strąbieni. Wszystkie manewry odbywają się na pełnej prędkości. Z zadowoleniem dostrzegłam, że kierowcy naprawdę za każdym razem włączają kierunkowskazy i to legitymuje też ich prawo do zdecydowanych manewrów. Warto o tym pamiętać. Jeśli chodzi o oznaczenia – sensownie ustawione tablice informacyjne, z reguły czytelne i jednoznaczne oznaczenia poziome – to zdecydowanie atuty tego miasta.

Ale zaskoczyć mogą nas dwie kwestie. Nie zawsze przed skrzyżowaniem będzie tablica z przypisanymi do danego pasa możliwościami skrętów lub jazdy prosto. Możemy się zdziwić, gdy nagle, jadąc teoretycznie środkowym pasem, jesteśmy zmuszone skręcić. Patrzmy więc pod koła. Niezwykła trudność dla polskich kierowców, wynika również z bardzo popularnej w Niemczech „zasady prawej ręki”. Polski kierowca, przyzwyczajony, do tego, że brak znaku „ustąp pierwszeństwa” przed skrzyżowaniem, oznacza pierwszeństwo, nie raz będzie hamował, ze zdumieniem puszczając samochód pędzący z prawej strony.

Większość obszarów parkowania trzeba solidnie opłacać, a ze znalezieniem miejsca – mówiąc oględnie – różowo nie jest. Zewsząd nadjeżdżają, podjeżdżają, wyjeżdżają także rowerzyści. I gdyby nie ciągły strach przed tym, aby któregoś nie skrzywdzić, byliby moimi berlińskimi ulubieńcami. Bo nie są to sportsmeni w opiętych, profesjonalnych uniformach – to starsze panie, młode hippi z rozwianym włosem, panowie w garniturach, mamy z przytroczonym do roweru wózeczkiem z pyzatymi bliźniakami, kloszardzi, urzędnicy i ci, którzy wyglądają, jakby wszystko mieli w…

Barwna plejada postaci i nieodzowny element berlińskiego krajobrazu. Jedno jest pewne – jeśli komuś brakuje adrenaliny i przy tym pragnie być uczestnikiem inspirującego widowiska – niech włączy się do ruchu w Berlinie.


Opublikowano

w

przez

Tagi: