Dworzec Friedrichstraße – Pałac Łez

Mur Berliński – automaty strzelnicze

Dochodziło w tym miejscu do wielu dramatów, łącznie z tymi, które powszechnie uznawane są za ostateczne. A wszystko za sprawą tego, że w 1961 roku państwo NRD pod przewodnią rolą Związku Radzieckiego, z jednej strony wyzwoliciela a z drugiej okupanta, postanowiło podzielić miasto na dwie części. Stawiając Mur Berliński, który z czasem stał się symboliczną zaporą pomiędzy Wschodem a Zachodem. Uzbrojoną nie tylko w beton, ale także drut kolczasty pod napięciem, bariery przeciwczołgowe, miny przeciwpiechotne i bezzałogowe automaty strzelnicze.

Stacja S-Bahn Friedrichstraße Znajdowała się w kierunku wschodnio-zachodnim na ostatniej stacji przed granicą do Berlina Zachodniego. W tym samym miejscu co dziś. W odległości około 2 km od Alexanderplatz. Kilkaset metrów od skrzyżowania ulic Unter den Linden i Friedrichstrasse. Niespełna 10 minut marszu od ambasady ZSRR (dziś Federacji Rosyjskiej). Bardzo blisko luksusowego hotelu Metropol, który był jednym z miejsc w Berlinie Wschodnim, znajdujących się pod szczególną „opieką” STASI.

Przejście graniczne Friedrichstraße

Natychmiast po przepołowieniu miasta Murem Berlińskim w dniu 13 sierpnia 1961 roku, dworzec Friedrichstraße został podzielony na kilka stref. Podziemne platformy metra były odtąd dostępne tylko dla pasażerów z Zachodniego Berlina, służąc przejściu do stolicy NRD. Instalacja naziemna z kolei została podzielona przez wykonaną z sięgającą do sufitu ścianę z nieprzezroczystego szkła, co uniemożliwiało kontakt wzrokowy. Spełniała ona funkcję Muru Berlińskiego, mimo że do faktycznej granicy było jeszcze dość daleko. Pierwszą stacją S-Bahn po stronie Berlina Zachodniego był bowiem Lehrter Bahnhof, dziś Hauptbahnhof – jeden z największych dworców kolejowych we współczesnej Europie.

Legendarna hala odpraw

Początkowo odprawa paszportowa oraz celna w ruchu granicznym pomiędzy Berlinem Wschodnim a Zachodnim odbywała się w obiekcie dworca Friedrichstraße. Jednak przejście to okazało się na tyle ważne, że ruch w tym miejscu zwiększał się w bardzo szybkim tempie. W związku z tym, władze NRD zdecydowały się na wybudowanie osobnego obiektu, który miał służyć odprawie granicznej oraz celnej dla przekraczających granicę pomiędzy Berlinem Wschodnim a Zachodnim. Hala odpraw została oddana do użytku już w 1962 roku. Nikt wtedy jeszcze nie sądził, że przyjmie ona za kilkadziesiąt lat nazwę „Pałac Łez” („Tränenpalast“).

Hala została podzielona na oddzielne stanowiska do odprawy dla podróżujących różnych kategorii:
– Obywatele Berlina Zachodniego
– Obywatele NRD
– Cudzoziemcy
– Dyplomaci
– Podróżujący tranzytem

Każda z tych grup była traktowana przez pograniczników NRD oraz służby cele tego kraju zgodnie z odrębnymi wytycznymi. Obywatele Wschodnich Niemiec byli poddawani skrupulatnej kontroli, w „trosce” o to, czy któryś z nich nie jest uciekinierem. Dyplomaci, cudzoziemcy a także obywatele Berlina Zachodniego stanowili zagrożenie w kontekście ewentualnej działalności szpiegowskiej na rzecz świata Zachodu. Było to przejście graniczne, poddane w ciągu całej historii swojego funkcjonowania szczególnej opiece tajnych służb NRD.

Terroryści, szpiedzy i dawni naziści

Przejście graniczne Friedrichstraße było idealnym miejscem do przemieszczania się pomiędzy Zachodnim a Wschodnim Berlinem dla ludzi, którzy zamieszani byli w różnego rodzaju nielegalną działalność terrorystyczną oraz szpiegowską. Zarówno w jednej, jak również w drugiej części miasta. Tutaj bowiem istniało sekretne przejście, bez jakiejkolwiek kontroli dla członków skrajnie lewicowych organizacji w Niemczech Zachodnich, poprzez które władze NRD ułatwiały przejście do tego kraju, gdzie ludzie ci mogli znaleźć bezpieczne schronienie. Tędy również w latach 1976-1979 uciekali z RFN ważni bojownicy Frakcji Czerwonej Armii (zwana też Grupą Baader-Meinhof, niem.: Rote Armee Fraktion,
w skrócie RAF), poszukiwani w Zachodnich Niemczech.

W drugiej połowie lat 80-tych osobiście byłem tutaj świadkiem zdarzenia, którego wspomnienie do dziś wywołuje ciarki. Otóż, któregoś razu, kiedy przechodziłem do Berlina Zachodniego, znalazłem się w kabinie odprawy paszportowej z pewnym starszym panem. Stałem tuż za nim. Wyglądał bardzo elegancko. Typowy, jak się mogło wydawać obywatel RFN. Siwe włosy, dobrze skrojony garnitur, z pewnością zachodniej marki. Nosił okulary w ekskluzywnych złotych oprawkach. Kiedy podał paszport, chcąc nie chcąc zauważyłem, że był to dokument, na którym widniała nazwa państwa Boliwia. Poczułem się dość dziwnie. Być może ów mężczyzna był Bogu ducha winny. Jednak natychmiastowe skojarzenie z filmem „Maratończyk” w reżyserii John’a Schlesingera z 1976 roku z Dustinem Hoffmanem w roli głównej oraz Laurencem Olivierem w roli Christiana Szella było niezwykle dotkliwe. Do dziś epizod ten pozostaje w mojej pamięci.

Już za kilka dni druga część opowieści o dworcu Friedrichstraße. W niej między innymi o tym, jak wyglądała tutaj odprawa paszportowa i celna. Także o różnicy w cenie biletu na S-bahn w Berlinie Wschodnim oraz Zachodnim. Wyjaśnimy też, dlaczego nazwano to miejsce „Pałacem Łez”.

Friedrichstraße – odprawa w latach 80-tych XX wieku

Miałem okazję wielokrotnie przechodzić tędy do Berlina Zachodniego jak również w drugą stronę w latach 80-tych XX wieku. Pierwszy raz w 1986 roku. Miałem wtedy 21 lat i w ramach wyjazdu do Jugosławii (voucher wykupiony w Orbisie) przekroczyłem granicę podzielonego na pół miasta w tym legendarnym miejscu. „Odprawa celna i paszportowa odbywała się właśnie w tym ponurym budynku. Przy wejściu stali funkcjonariusze enerdowskiej kontroli paszportowej. Trzeba było pokazać otwarty paszport, na stronie zawierającej zdjęcie. Pogranicznicy wschodnioberlińscy, wystrojeni w mundury bardzo podobne do tych, które nosiły formacje niepodzielnie panujące tu do 1945 roku, sprawiali wrażenie jakby znali na pamięć twarze wszystkich wrogów ówczesnego socjalistycznego państwa.

Kiedy ktoś im podpadał, kierowali go na bok i kazali czekać w tej ponurej hali aż przyjdą specjalni funkcjonariusze aby poddać ich szczegółowej kontroli i przesłuchaniom, trwającym czasem wiele godzin. Za pierwszym razem mnie na szczęście to nie spotkało. Przeszliśmy więc dalej, do stanowisk kontroli celnej, gdzie po obu stronach przejścia rozstawieni byli celnicy wschodnioniemieccy, przypatrujący się bacznie przechodzącym podróżnym. Skanujący swoim wyszkolonym wzrokiem ich bagaże, w poszukiwaniu kurierów, wywożących całymi torbami marki NRD. Następnie wchodziło się do specjalnych boksów, gdzie odbywała się kontrola paszportowa.

Było to ostatnie miejsce przed wejściem na peron kolejki S-Bahn, który był już co prawda formalnie po stronie zachodniej, lecz ciągle jeszcze w Berlinie Wschodnim. Jakkolwiek, będąc już na takim peronie, było się tak naprawdę w wolnym mieście – Berlinie Zachodnim. Z tą różnicą, że bilet nie kosztował 20 Pfenigów NRD, a 2 marki zachodnie. Licząc więc po kursie normalnym czyli czarnorynkowym było to około 70 razy więcej. Kurs czarnorynkowy marki zachodniej w stosunku do marki NRD wynosił wtedy 1 do 7”.1

Dworzec Friedrichstraße - Pałac Łez

Przejście Friedrichstraße – przygody i emocje

Było ich bardzo dużo. Jako bardzo młody człowiek, przechodziłem tędy w jedną lub drugą stronę kilkadziesiąt razy. Wielokrotnie dostąpiłem „zaszczytu” skierowania na bok, już przy wejściu do hali odpraw. Czekało się wtedy dobrą godzinę albo dłużej, aż pojawią się „specjalni” funkcjonariusze służb granicznych NRD, kompetentni do przeprowadzania dokładnych kontroli oraz „konkretnych” rozmów.
Byli zwykle bardzo nieufni. Postrzegali przedsiębiorczych i często podróżujących Polaków, jako potencjalne zagrożenie dla spokoju i ładu ustroju socjalistycznego. Odnosiło się wrażenie, że ludzie ci w jakiś sposób zazdroszczą nam możliwości podróżowania po całym świecie, w tym do krajów zachodnich. Dla obywateli NRD było to niemożliwe. Pozwalano bowiem wyjeżdżać na Zachód jedynie emerytom. Ale nie kiedy kto chciał, lecz jedynie co dwa lata, dając im możliwość oficjalnej (po kursie 1:1) wymiany 100 Marek NRD na Marki Zachodnie.

Emocji było bardzo dużo. Na przykład przy przewożeniu kwitów z przechowalni bagażu w Berlinie Wschodnim lub też kluczyków od skrzynek na Ostbahnhof w stolicy NRD. Według przepisów celnych tego kraju nie można było wywozić przedmiotów, świadczących o tym, że ktoś zostawił coś w przechowalni bagażu we Wschodnich Niemczech. Ponieważ domniemano, że są tam jakieś nielegalne dobra, towary handlowe, waluta, Marki NRD w większych ilościach czy też kontrabanda. Nie ukrywam, że domniemano słusznie.

Były także inne sytuacje. Przewożenie z Berlina Zachodniego towarów w ilościach handlowych, w celu ich sprzedaży w NRD. Jak choćby kasety magnetofonowe, zakupione w „AZ Elektronik” w Berlinie Zachodnim, tanim sklepie z szeroko rozumianą „elektroniką”, który działał w tym mieście w latach 80-tych XX wieku, obok wielu innych tego typu. Nie wspomnę o przechodzeniu do Berlina Wschodniego na spreparowanym zaproszeniu do NRD. Wyprodukowanym przez pewnego Polaka, który studiował wtedy w Berlinie Wschodnim, zajmującego się wszystkim tym, co w NRD było zakazane prawem. To jednak materiał na całkiem inne opowiadanie.

Przejście Friedrichstraße – „Pałac Łez”

Emocje dotyczące przechodzenia w tym miejscu do Berlina Zachodniego były szczególne dla obywateli NRD. Możliwość wyjazdu z tego kraju, spotkanie z rodziną RFN po wielu latach. Często także świadomość, że wyjazd stanowi ostateczne pożegnanie z bliskimi i krajem, w którym bądź co bądź przeżyło się kilkadziesiąt lat. Do tego obawa przed szczegółową kontrolą a także przed zawróceniem z granicy w ostatnim momencie. Nie były to łatwe chwile dla tych ludzi.

W latach 80-tych XX wieku przez przejście Friedrichstraße przechodziło 4-10 mln ludzi rocznie, czyli ponad 10-27 tyś. dziennie. Po przejściu przez odprawę mogli jeszcze dokonać jakichś drobnych zakupów w Intershopie (odpowiednik polskiej Baltony), aby nie przybyć z pustymi rękoma do rodziny w RFN. Według ogólnie dostępnych danych, na przejściu Friedrichstraße co najmniej 227 osób zmarło w sposób naturalny. Głównie na zawał serca z powodu stresu. Dlatego też miejsce to nazwano od pewnego czasu „Pałacem Łez” („Tränenpalast“).

„Pałac Łez” po obaleniu Muru Berlińskiego

Po upadku Muru Berlińskiego i zamknięciu w tym miejscu przejścia granicznego, obiekt funkcjonował do 2006 roku jako klub nocny oraz sala koncertowa dla kameralnych występów. W tym również dla przedstawień kabaretowych. Już wtedy nosił nieformalną nazwę „Pałac Łez”.

Obecnie, od 2008 roku znajduje się tu muzeum, poświęcone historii związanej z przejściem granicznym. W tym miejscu znajdują się dokładnie zachowane stanowiska odprawy celnej, boksy w których przybijali pieczątkę wyjazdu pogranicznicy NRD, jak również wystawa pamiątek z ówczesnego okresu. Punkt na mapie Berlina warty odwiedzenia, jako alternatywa dla słynnego Check Point Charlie ze słynnym Muzeum Muru. Tym bardziej, że wstęp jest bezpłatny. To ważny kawałek współczesnej historii.

1 Fragment książki „Off.Berlin Przewodnik alternatywny”. Rozdział: „Moja berlińska przygoda”.

„Hipsterski Prenzlauer Berg lat 80-tych”

Marek Defée
Autor książki OffBerlin. Przewodnik alternatywny której wydanie jest planowane na I połowę 2019 roku.

Zdjęcie tytułowe: miastoberlin.com
Zdjęcie w treści: Szilas / public domain


Opublikowano

w

przez

Tagi: